Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Lipiec 2011

Pamiętliwość

Koniec lipca – praca pamięci. Czytam obecnie „Pomiędzy czasem a miejscem” Magdaleny Saryusz-Wolskiej. Fascynuje mnie ta książka. Ciągle coś zaznaczam, wynotowuję. Zakreślam adresy bibliograficzne kolejnych pozycji.

Koniec lipca – tuż przed podróżą do Gdańska, miejsca które dla mnie wręcz paruje tą tematyką. Koniec lipca to także przeddzień rocznicy powstania warszawskiego i odwieczne związane z tym dyskusje.

Myślę o tych różnych „miejscach pamięci” w znanych mi miastach i miejscowościach. Samotnym pomniku upamiętniającym wymordowanie zamieszkałej przez Ukraińców wsi. Domie Terroru w Budapeszcie. Bramie gdańskiej stoczni. Berlińskiej stacji metra Nordbahnhof. Ale najwięcj po ostatniej lekturze myślę o opuszczonym cokole w fosie warszawskiej Cytadeli. Wygląda, jakby zdjęto z niego pomnik i przestano kłaść wieńce, kompletnie zapominając o tym miejscu. Upamiętniał on w czasach PRL-u trzech komunistów, których w 1925 skazano na śmierć za atak na funkcjonariusza policji. Kniewski, Hibner i Rutkowski – takie nosili nazwiska. Na cokole nie stały jednak ich odlane w brązie sylwetki. Był tam tylko spiżowy wieniec i wyryte nazwiska. Usunięto je po 1989 roku, ale cokół pozostał. Symbolizuje dla mnie właśnie pracę pamięci. Jeszcze mieszkańcy pamiętają, kogo tu czczono. Ja to wiem (bo nie mam własnych wspomnień z tym związanych). Ale co będzie oznaczał dla młodych ludzi ten cokół stojący obok ich huśtawek, stołu pingpongowego i dającego wiele frajdy stoku saneczkarskiego? Zapamiętają go jako ciekawostkę, aberrację? Coś groźnego czy coś zabawnego? Będzie stanowił dla nich tajemnicę czy źródło anegdotek? A może w ogóle nie będą go zauważać? Może właściwie ludzie już go nie zauważają. Ja zawsze go zauważam i zawsze się wtedy zastanawiam nad pamięcią i historią, oficjalną historiografią i indywidualnymi wspomnieniami. Nad ludźmi, którzy przez wieki przewijali się w tym miejscu – od zakonników z Joli Bord, po żołnierzy i skazańców, dygnitarzy i spacerowiczów. Taką mam w sobie pamiętliwość.

Read Full Post »

All that jazz

Wprowadziłam podejrzany u innych system karteczek. To znaczy zapisywania rzeczy do zrobienia i systematycznego wykreślania już zrobionych. Na samej górze wypisałam „wykupić receptę”, a na samym dole „przygotować wyjazd do Serbii”. Taką mam hierarchię priorytetów w połowie lipca. Pośrodku wpisałam teksty, maile, filmy, książki, wizyty w sklepach, bo piszę, tłumaczę, redaguję, ustalam szczegóły i kupuję prezenty. Jest ciepło, jest pranie. Ponoć znowu wracają pandemonia z piorunami i ulewami. Wszystko w porządku, dopóki powstrzymują robotników z bloku naprzeciwko od stukania, wiercenia i hałasowania radiem.

Read Full Post »

Powroty

Do tramwaju wszedł mężczyzna w średnim wieku, nieco zaniedbany z wyświechtaną reklamówką w ręce. Na drugiej ręce trzymał średniego kudłatego psa. Trzymał go przytulonego. Pysk psa wtulał się w szyję mężczyzny. Mężczyzna mówił ciepło do psa, przekomarzał się z nim. Byli tylko dla siebie. Wiedziałam, że przez całe dnie są dla siebie. Tylko oni dwaj – pies i mężczyzna. Nie mogę zapomnieć psiego oddania w obu parach oczu.

Żoliborskie wieczory. Niebo ma niecodzienny fioletowo-szary kolor. Świat ma kolor ochry, jak na starych fotografiach. Napływają masy chłodnego powietrza zza okna.

Read Full Post »

Kresy

A raczej 10 lat temu. Latem każdego popołudnia organizowaliśmy sobie – my, ówczesna młodzież tego miasteczka – mecze siatkówki. Dzisiaj nie mam z kim zagrać w badmintona. Wyjechali, osiedli, stoczyli się lub porobili kariery, mają rodziny albo siedzą samotnie przed komputerami. Ja też wolę poczytać w łóżku niż włóczyć się do świtu, jak zdarzało mi się w tamtym czasie. Niby naturalna kolej rzeczy, ale podszyta jakimś metafizycznym niepokojem. Bo to miasteczko się wyludnia, powoli wymiera, kładzie się spać z kurami. O 17 zamiera ruch na mojej ulicy. Cicha dekadencja. Pochodzę z jednego najszybciej wyludniających się powiatów w tym kraju. Pamiętam, że mało kto z ówczesnych maturzystów chciał tu wtedy zostać. Wkrótce wyjechało też wielu z tych, którzy się do tego nie szykowali. Najczęściej od razu na Wyspy. Zabrali swoje dzieci. Patrzę, jak czasem na ulicy mijam samych starych ludzi. Brak tu świeżości, młodości, zwykłej nadziei. Upadek polskiej prowincji w początkach XXI wieku.

Read Full Post »

W rodzinnym domu wiele rzeczy jest tymczasowym. Widać to od razu. Bo chyba zakurzona wieża hi-fi, którą przywiozłam rok temu nie ma stać niepodłączona w kącie między szafką a półką z książkami. Książki w moim pokoju nie powinny leżeć w takim nieładzie, grzbietami we wszystkie strony. Nigdy nie pozwoliłabym na taką nonszalancję w moim pokoju (tym właściwym, w którym mieszkam i czytam). Porzucona na łazienkowej podłodze ścierka, brudna ściana czekająca od pół roku na malowanie, przepalona żarówka. Przecież to wszystko promienieje tymczasowością. A jednak jest stałe. Paraliżująco stałe. Tak bardzo, że aż nie mam odwagi sprzątnąć grubej martwej muchy z progu ubikacji.

Read Full Post »