Pokojowy nobel dla Obamy rozwścieczył polskie elity z ławy komentatorskiej. Zarzucają komitetowi, że laureat jeszcze sobie na nagrodę nie zasłużył, bo zaledwie od ośmiu miesięcy jest prezydentem USA. Że nadal trwa wojna w Iraku i Afganistanie, a ostatnio USA pomrukują groźnie w stronę Iranu. Że Obama rozmowy z przywódcami chińskimi stawia przed spotkaniem z Dalaj Lamą. Co bardziej kreatywni szukają prawie spisków: to nagroda za odsunięcie Busha, albo wręcz za niebycie Bushem, nagroda politycznie poprawna, honorująca pierwszego czarnoskórego prezydenta Stanów Zjednoczonych, nagroda koniunkturalna, bo Obama jest raczej celebrytą niż politykiem, świetnie sprzedaje się w mediach. To ostateczny upadek prestiżu Pokojowej Nagrody Nobla – tak brzmi często ostateczne słowo w tych rozważaniach.
Mam wrażenie, że cos ważnego umknęło polskim myślicielom politycznym. A przynajmniej ich znaczącej większości. Barack Obama jest prawdziwym prezydentem przełomu. Wystarczy prześledzić, jakie emocje i nadzieje wzbudził w szerokich masach amerykańskich – od gett po uniwersytety z Ivy League. Polityka, jaką proponuję jest odmienna od tego, z czym mieliśmy do czynienia przez ostatnie lata. I nie mówię tylko o ośmioletniej kadencji Busha. Obama dał swoim wyborcom nadzieję na wybrnięcie nie tylko z kryzysu ekonomicznego, ale także z kryzysu idei, spowodowanego w dużej mierze przez dominację myśli neoliberalnej i neokonserwatywnej. Obiecał zakończenie toczonych obecnie wojen i rozwiązywanie problemów na drodze dyskusji międzynarodowych, a nie z pozycji siły. Jego idea totalnej zmiany wbudziła też nadzieje w innych krajach. Nie jest to widocznie taka zmiana, jakiej chcieliby polscy komentatorzy, którzy najwidoczniej nie mogą się pozbierać po decyzji o niebudowaniu tzw. tarczy antyrakietowej. Zimna wojna skończyła sie 20 lat temu i nie można już prowadzić polityki w ten sam sposób, niezależnie czy teraz wrogiem będzie Rosja, Iran, talibowie, czy Osama Bin Laden. Barack Obama chce innej polityki i zaczyna wprowadzać ją w życie.
Moim zdaniem pokojowy nobel dla Obamy jest właśnie głośnym przyklaśnięciem tym ideom. Świat potrzebuje zmiany, niezależnie co sobie myślą polscy redaktorzy i tzw. amerykaniści. Widzę też dodatkową korzyść z takiej decyzji Noblowskiego Komitetu. Nagrody przyznane Kofi Annanowi, Szirin Ebadi, Jimmy’emu Carterowi czy zeszłoroczny nobel dla Maarthi’ego Ahtisari zaowocowały ledwo kilkoma okolicznościowymi artykułami prezentującymi dorobek laureatów. I ewentualnie sprawiły, że kilka odczytów i konferencji zostało uświetnionych obecnością tych noblistów. Tegoroczna decyzja, poprzez swoją kontrowersję i zasięg medialny – wszak każdy zna Obamę z TV – ma szansę nagłośnić problematykę zaprowadzenia pokoju na świecie poprzez działania rządów, a nie tylko mniej lub bardziej lokalnych działaczy. Mam nadzieję, że w ciagu kilku najbliższych tygodni przeczytam w polskiej prasie rzetelną, niestronniczą analizę propozycji Obamy w tym względzie. Z uwzględnieniem, co może przy tym zrobić rząd polski.
A emocjonalne reakcje w stylu „Nobel-Srobel”, „NieNobel roku”, „deprecjacja nagrody” to się panie i panowie nadają do magla, a nie do debaty publicznej.
Read Full Post »