Spadł śnieg na Kasprowym i jest to sugestywna zapowiedź rychłego nadejścia tej zimniejszej pory roku. Obudziłam się dziś rano lekko zmarznięta i po raz pierwszy od miesięcy nie chciałam z tego powodu wyjść spod kołdry. Za jakieś półtora miesiąca z takiego powodu pewnie nie będzie mi się chciało umyć niczego poza zębami – bo wody używa się przy nich na końcu. Z okazji chłodu i deszczu zaimpregnowałam jesienne zamszaki oraz zakupiłam rozgrzewające saszetki do kąpieli. A poza tym to więcej pracuję i mniej jem.
Na Krakowskim Przedmieściu, jadąc z Żoliborza, najpierw można podziwiać groźne wyglądające barierki, obstawione przez zadziornych mundurowych różnych służb. A potem wielkie twarze Piłsudskiego i Lenina, ustawione naprzeciwko siebie. Też groźne, choć groza Lenina jest jakaś taka lisia, przebiegła, a groza Piłsudskiego wynika z jego miny i podgolonego czoła. Całość sprawia wrażenie jakiejś bramy do Mordoru. Może okolice Pałacu Prezydenckiego to Mordor. Budapeszt 2006/2007 mi się przypomina, gdy ciachnięto podobnymi barierkami oddolne ruchy i zakneblowano demokrację. Panie i panowie władza odgrodzili się od ludu wielką pustą przestrzenią placu – nomen omen – Kossutha, tak jak dzisiaj pan Komorowski odgradza się od niegroźnej grupki nakręconych swoimi ideami ludzi kilkoma rzędami mocnego metalu. I nikt przez nie skakał nie będzie, bo to nie stocznia i czasy przecież są inne. Wyobraziłam sobie zebranych z okazji trzydziestolecia polityków jako hałastrę zabawiającą się rzucaniem błotem, którzy w tej śliskości i nie mogąc utrzymać równowagi, starają się dokopać komuś, kogo przez te trzydzieści lat tak naprawdę nie znosili, choć trzeba było zaciskać zęby i razem robić nową Polskę. A potem pomyślałam, że wolę oglądać jak po błocie skacze rodzina Świnki Peppy (to taka bajka dla dzieci), bo przynajmniej potrafią się tak bawić, nie robiąc nikomu krzywdy i nie wzbudzając odrazy. A deszcz jak padał, tak pada i będzie jeszcze więcej błota…