Śnieg w Berlinie zaczął padać tuż przed tym jak wysiadłyśmy z autobusu. I nie skończył aż do następnego popołudnia. Dużo napadało, parki wyglądały malowniczo, chociaż przecież nie tego oczekiwałyśmy, planując dawno temu tę podróż „na powitanie wiosny”. Jednego dnia Ryjek zużyła trzy pary skarpetek – tak przemakały jej buty. Mnie do obcasa dostał się żwir, jakim posypuje się tam zaśnieżone chodniki. Ale dzielnie chodziłyśmy po ulicach i parkach, żałując tylko, że nie można sobie gdzieś na chwilę usiąść (bo mokro) albo zjeść spokojnie currywurst na świeżym powietrzu (bo zimno).
Berlin, choć jest wielką metropolią, nie pędzi tak jak choćby pędzi Warszawa. Można zejść schodami do metra własnym tempem, nie narażając się na potrącenie przez spieszących się współpasażerów. Maszyniści nie zamykają drzwi przed nosem, a ludzie nie tłoczą się przy wyjściu na kilkaset metrów przed następną stacją. Jest czas na wszystko. Jest miejsce na wszystko i nikt się niczemu ani nikomu nie dziwi. W centrum, na samej Unter den Linden budują metro, ale to nie powód, by zamykać całe ulice. System przejść dla pieszych i ich oznakowań naprawdę imponuje. Być może mieszkańcy od dwudziestu lat odbudowującego się miasta już przywykli, a prowadzący budowy i remonty szanują to, że przeprowadzając operacje na żywym organizmie. Stąd ta harmonia, przynajmniej pozorna. Swoista Pax Berolina.
Nadal jest to miasto Muru, którego ślady zachowały się spontanicznie w tkance miejskiej lub zostały celowo upamiętnione w licznych miejscach. Opowieść o „Geisterbahnhöfe”, stacjach metra na terenie Berlina Wschodniego, przez które przejeżdżały, bez zatrzymywania oczywiście, pociągi z Berlina Zachodniego. Mauerpark i sąsiadująca z nim ścieżka edukacyjna o życiu w podzielonym miejsce. Oprowadzający szkolną wycieczkę opowiada też o doświadczeniach własnej rodziny. Odnajduję na Bernauer Strasse ślad tunelu ucieczkowego, o którym przeczytałam kiedyś fascynującą książkę. Checkpoint Charlie i okolice Bundestagu. Tutaj historia jest jeszcze żywa. A wystawa Topographie des Terrors – o nazizmie – bardzo mocno akcentuje początki i przyczyny. Ponadto wiele muzeów prywatnych – Muzeum NRD, Muzeum Muru. Gadżety „z epoki”, młodzieńcy w wojskowych szynelach z flagami USA i Związku Radzieckiego zachęcają do fotografowania się z nimi pod Bramą Brandenburską. Nie odstępuje mnie myśl, czy dowiadując się o losach poszczególnych berlińczyków, tych Gertrud czy Kurtów, którzy żyli w podzielonym mieście, próbując toczyć normalne życie w nienormalnych warunkach, ktoś z zwiedzających pomyśli o tych, którzy dzisiaj w innych miejscach „demokratycznego” świata zmagają się z betonowym podziałem.