Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Lipiec 2014

Powstań!

Powstańcze obchody. Powstańcze książki i debaty. Powstańcze filmy, powstańcze piosenki, koncerty pod gołym niebem. Powstańcze spektakle. Powstańcze designerskie koszulki. Powstańcze torby. 50 czytelników „Gazety Wyborczej” zejdzie do kanału burzowego pod ul. Karową. Powstańcza flaga biało-czerwona nad rondem Babka (formalnie – Zgrupowania AK „Radosław”), oczywiście na 60-metrowym maszcie. Powstańcze emblematy na wejściach do stacji metra Plac Wilsona. Powstańcze znaczki i monety. Powstańcze msze i przemarsze. Powstańcze ognisko, powstańcze sadzenie drzew. Powstańczy spływ kajakowy, powstańczy przejazd rowerowy. Powstanie warszawskie weszło nie tylko do historii, ale nawet do popkultury. Celebryci ze znaczkiem Batalionu „Parasol”, prezenterzy telewizyjni z czarno-białą opaską na ramieniu. Politycy z naręczami orderów wręczanych na prawo i lewo. Saluty i salwy armatnie. Flagi na autobusach i tramwajach. „Pójdźmy wszyscy do powstania…”. Wszechogarniający powstańczy orgazm. Zróbmy sobie Małego Powstańca. Cieszmy się, że mieliśmy tak wiele ślicznych dziewcząt i walecznych chłopców, którzy rozłożyli ręce i nogi dla ojczyzny. Przelali krew, pot i łzy. Utonęli w dymie i kurzu walącego się miasta. Weszli do kanałów, ostatni odcinek ich drogi ku śmierci.

I nie jest tak, że ja nie chcę, by pamiętać. Wręcz przeciwnie. Chcę pamiętać, że 3 sierpnia z Warszawy wycofały się do Kampinosu prawie wszystkie oddziały wojskowe. Chcę pamiętać, że kanały pełne były szczurów i gówna i że wychodziło się nich pod lufy karabinów. Chcę pamiętać, że oddziałowi z kilkoma sztukami podręcznej broni kazano zaatakować dobrze chronioną niemiecką placówkę. Chcę pamiętać, że ci, którzy umierali, umierali z poczuciem klęski, z lękiem o bliskich. Chcę pamiętać, że widzieli śmierć swych rodzin i zniszczenie swych domów. I że mieli wtedy tyle lat, że ja się cieszę, że już tyle nie mam i jestem przez to daleka od patriotycznego wzmożenia, czczenia bohaterskiej śmierci i pustych symboli, brania udziału w wyścigu na najbardziej oryginalne obchodzenie rocznicy powstania, koniecznie w designerskich ciuchach z kotwicą.

Read Full Post »

Potem

Upał w mieście. Niechętnie wchodzę do przegrzanych środków komunikacji miejskiej, starając się nikogo nie dotknąć. To trudne. Najbardziej nie znoszę, gdy cudze włosy przyklejają się do mego lepkiego ramienia. Wszystko jest nieprzyjemnie lepkie, powinnam nie wychodzić z wanny, skoro już nie mam kiedy dotrzeć na basen. W samym środku tramwaju w samym środku popołudniowego szczytu w samym środku miasta stoi młody mężczyzna i czyta „Jądro ciemności”. Wydanie lekturowe w bibliotecznej okładce z przezroczystego plastiku. Spływam potem i czytam na ekranikach wiadomość o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu, za chwilę dają głupią sekwencję zdjęć z wypadków z udziałem tramwajów – w imię bezpieczeństwa. Spływam potem i patrzę tęsknie na kurtyny wodne, na burzowe chmury, na kalendarz wyznaczający przesuwanie się lata ku morzu. Wcześniej będą marsze i obchody. 22 lipca marsz upamiętniający pierwszą wywózkę z getta do Treblinki, następnie 70. rocznica powstania warszawskiego. Były tu takie lata, gdy potowi towarzyszyły krew i łzy. Pamiętajmy o tym, inaczej obraz II wojny światowej przesłonią przystojni chłopcy z mauzerem w ręku i dziewczęta o ondulowanych włosach.

Read Full Post »

Estonia

Czuję się czasami dzieckiem Iberii, ale to północne klimaty dają mi prawdziwy oddech. Podczas podróży do krajów bałtyckich dwa razy przeżyłam głębokie wzruszenie, doświadczając niesamowitego dreszczu, tak mocnego, że aż przerażającego, takiego, że chciałam w tej samej chwili zwinąć się w kłębek, przestraszona reakcją własnego organizmu. Pierwszego wieczoru po przyjeździe do Tallinna, zjedzeniu pysznej ryby w miejscu, które chętnie, na własne potrzeby, przeniosłabym na Żoliborz i wstępnym zapoznaniu się z uliczkami tamtejszej niesamowitej starówki dotarłyśmy na tzw. Górne Miasto, pod prawosławną katedrę, na której kopułach odbijało się zachodzące słońce (była godzina 22.30). Wiedziałam, że natychmiast muszę ruszyć dalej, bo skoro słońce odbija się na budynkach, musi być jakiś punkt, z którego będzie widać jego zachód. Po kilku minutach dotarłyśmy na taras widokowy i tam w promieniach słońca osuwającego się w Zatokę Fińską dotknął mnie pierwszy dreszcz. Nieopodal, na balkonie wychodzącym w stronę dachów miasta poniżej oraz morza stała kobieta w średnim wieku i paliła papierosa. Pomyślałam z zazdrością, że ona ma to na co dzień. Stała tam jeszcze dobrą chwilę po tym jak skończyła palić, jak słońce już zaszło. Jak się stamtąd oddalałyśmy gdy już Ryjek wykonała była całą serię zdjęć czerwonego nieba, kobieta na balkonie stała nadal, paląc kolejnego papierosa. Jeszcze bardziej jej zazdrościłam.

Drugi dreszcz spotkał mnie w Paldiski. Jeszcze przed wyjazdem dokładnie zbadałam mapę Estonii, szukają miejsca, w którym „będzie można dotknąć morza”. Paldiski leży kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Tallinna, na niewielkim półwyspie. Ma dobre połączenie kolejowe i drogowe. Wiedziałam, że chcę tam pojechać jeszcze zanim Ryjek przeczytała w przewodniku o tamtejszych niesamowitych klifach oraz o tym, że w czasach Związku Radzieckiego mieściła się tam baza okrętów podwodnych. Samo miasteczko to ciąg ustawionych w dwóch, trzech rzędach bloków z epoki radzieckiej. Ponoć mieszkali tam tylko pracownicy bazy i portu, i po upadku ZSRR miasto zupełnie się wyludniło. Dziś jest tam nadal port z dołączonymi parkingami na importowanych z Niemiec (drogą morską oczywiście) samochodów. Gdy dotarłyśmy na klify ogarnęła mnie radość. Mnóstwo kamieni, ładne widoki, otwarte morze, nikogo poza nami praktycznie tam nie było. A dreszcz przyszedł, gdy dotarłyśmy na sam skraj cypla i stojąc na wzmocnionym betonem punkcie widokowym na klifie, patrzyłyśmy na otwarty Bałtyk. Dookoła woda, statki na horyzoncie, na wschodzie w oddali majaczył Tallinn, którego linię brzegową eksplorowałyśmy dzień wcześniej. Wiatr huczał nienachalnie, sprawiając wrażenie, że jest się na planie filmu Ingmara Bergmana.

Północ ma zupełnie inne kolory, chłodne i melancholijne, ale jakieś takie otwierające na różne doznania. Drewniane domki z werandami, małe lokalne stacyjki kolejowe, polodowcowy krajobraz, czystość nieba – naprawdę miło się tam przebywa, dobrze oddycha.

Read Full Post »