Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Kwiecień 2015

Wiosenna, ciepła sobota. Rozpoczęła się pora otwartych okien. Znowu będę zapoznawać się regularnie z najnowszymi hip hop hitami. W porze obiadowej wszystko nagle zamiera. Kilka minut później dochodzi mnie szczękanie sztućców i garnków na kilkanaście kuchni. Podcięta kilka miesięcy temu lipa pozostaje wielką niewiadomą.

Kwiecień kończy się tak nagle jak się zaczął. Czuję się logistycznie nieprzygotowana do wiosny – miałam kupić przecież nowe sandały, nowe baleriny, schudnąć do sukienek.

Read Full Post »

Podróż na koniec Polski pociągiem regionalnym. Tylko tam udaje mi się trafić na wyśmienity rosół z łososia. Chodzę, starając się jak najlepiej osłonić od wiatru, i pozwalam myślom płynąć swobodnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam taki dzień, kiedy niczego nie musiałam. Tak bardzo poddaję się temu nastrojowi, że zwykłe przelotne uprzejmości, w sklepach, w podróży, w restauracji, wydają mi się zbędne. Wszelkie kontakty z ludźmi są mi chwilowo niepotrzebne.

Wody zatoki zmierzwione uporczywym wiatrem i oświetlone zniżającym się słońcem wyglądają jak powierzchnia pokrytego twardym karmelem ciasta. Gdy pociąg przejeżdża przez Jastarnię, uderza mnie brak straganów i tłumów. Znane mi knajpy i smażalnie zamknięte na głucho, zasłonięte deskami. Teraz już wiem, że ludzie jakoś mogą tam po prostu mieszkać.

A w Gdańsku mam swoją ciasną izdebkę na poddaszu i wszystko w zasięgu ręki. Do porannego wstawania ponaglają mnie dzwony. Kupuję kawę i ciastko na wynos – śniadanie zjadam na skwerku, zgadując, do którego kościoła zmierzają mijające mnie co chwila rodziny.

Read Full Post »

Sen fabularny

Muszę sobie zapamiętać, obiecuję sobie przed zaśnięciem, muszę sobie zapamiętać, że w nocy z 15 na 16 kwietnia 2015 roku po raz pierwszy w życiu prześniłam sen o spójnej fabule. Nie było nagłych zwrotów akcji, nieuzasadnionych zmian scenerii, stawania się innymi postaciami. Gdy się obudziłam, pamiętałam ten sen jeszcze dobrze. Jakbym dopiero co przerwała oglądanie filmu. I był to film, to znaczy sen, niezwykle wciągający. Zaczął się od tego, że musiałam się ukrywać. Odwracałam twarz, udawałam, że mnie nie ma i całkiem dobrze mi szło. „Jesteś cyborgiem?”, zapytał w końcu jeden z moich prześladowców, którzy kręcili się po moim mieszkaniu. „Jesteś identyczna jak ten robot, którego szukamy”. „Ach, nie – odparłam przytomnie – to moja matka stworzyła tamtego cyborga, a twórcy cyborgów tworzą je na podobieństwo siebie samych”. Ale nie dało się już dłużej unikać tych podejrzliwych spojrzeń. Musiałam pogodzić się ze swoją naturą cyborga i podstępnie zabić czterech prześladowców. Nie zdążyli nawet jęknąć. Nie spodziewali się tego. A potem musiałam opuścić mieszkanie, opuścić tamto miasto i udać się w jakieś inne miejsce. Zabrałam towarzyszkę i małe dziecko i ruszyłyśmy na prowincję. Zatrzymałyśmy się w małym hoteliku w jakiejś mieścinie. Zostawiłyśmy tam dziecko pod opieką recepcjonistki i poszłyśmy zwiedzać. Nie odpuściłyśmy sobie wizyty w prawosławnej cerkwi, gdzie właśnie zaczynała się msza, na którą zaprosili nas tamtejsi parafianie. Dobrze pamiętam, jak klękam w drewnianej cerkwi i przez chwilę nie wiem, czy przeżegnać się po katolicku – jak mnie uczono w dzieciństwie – czy tak jak ludzie dookoła. W końcu sięgam ręką do prawego ramienia i ta mimikra wydaje mi się w porządku. Rozmawiam z czarnowłosym chłopakiem, przypominającym młodego Antonio Banderasa. Nie dotrwałam do końca mszy, wyszłam, zostawiając towarzyszkę. Pod warsztatem samochodowym minęłam policyjnych detektywów, którzy już wpadli na nasz trop. Na szczęście, szłam w cieniu, nie rozpoznali mojej twarzy. W hotelu nie było już dziecka, recepcjonistka tłumaczyła się, że nie mogła skłamać policjantom. Nie zabrałam rzeczy i pobiegłam dalej. Bałam się chodzić po ulicach, bo moja twarz była już pokazywana we wszystkich środkach masowego przekazu. Znalazłam inny hotel, raczej hostel, ze wspólnymi salami. Był pełny, udało mi się przekupić jedną dziewczynę, by poszła do mojego wygodnego hotelu, podczas gdy ja zajmę jej łóżko. Dzięki współczuciu pozostałych gości, dostałam niewielki pokój, chyba ze dwa łóżka – jedno koło drugiego. Nim udałam się na spoczynek, znaleźli mnie policjanci. Ale i tak na początku mnie nie rozpoznali. Przez chwilę zastanawiałam się nad sposobem ucieczki, w końcu dałam spokój i się im poddałam.

Read Full Post »

W dniu, w którym umarł Günter Grass, nad Bałtykiem szalał cyklon Stefan. Gdy na bazarku wybierałam rzodkiewki i kalarepy, sypnęło gradem. Świat i tak emocjonuje się piątym sezonem „Gry o tron”. I może jeszcze awariami samolotów.

Read Full Post »

Komplementarność

Odkąd w lidlu można kupić hiszpański turrón, nic nie może być takie same. Truskawki zaszturmowały już w kwietniu. Na sobotnich zakupach na bazarku pomyślałam, że ich trochę kupię, ale moją uwagę przykuło nowe stoisko ze starymi książkami. Zniszczony Wielki Słownik Niemiecko-Polski i Polsko-Niemiecki, z jakiego sama korzystałam w szkole i na studiach, jakieś zupełnie niszowe wydawnictwa PIW-u z nieznanymi nazwiskami na okładce, drugi tom „Pustelni Parmeńskiej”. Zastanawiałam się nad profilem nabywcy drugiego tomu „Pustelni Parmeńskiej” i zapomniałam o truskawkach.

Na przejściu dla pieszych (w słoneczne soboty unikam przejścia podziemnego i idę naokoło) przeczytałam partyzanckie ogłoszenie. Uczciwa pani Zoriana z Ukrainy (pozdrawiam), posiadająca referencje, najmie się do sprzątania, opieki, gotowania. Blisko połowa odciętych fragmentów kartki z numerem telefonu była oddarta. Ucieszyło mnie, że uczciwa pani Zoriana z Ukrainy cieszy się takim wzięciem. Może nie jesteśmy aż tak ksenofobicznym narodem, jak się powszechnie sądzi. W Madrycie, przypomniałam sobie, w takich ogłoszeniach podkreśla się, że uczciwa pani do sprzątania, opieki i gotowania jest Hiszpanką. Jak je czytałam, to było mi jakoś smutno.

Ciągnęłam rozmyślania o imigrantach w Polsce i Hiszpanii, przechodząc przez długie, wielofazowe przejście dla pieszych, z zakupami w rękach. Gdy mijałam budynek straży pożarnej, usłyszałam obcy język. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam dwóch czarnoskórych mężczyzn pogrążonych w rozmowie. Jeden z nich miał na sobie strój ratownika medycznego.

Od tygodni śni mi się centrum Warszawy w futurystycznym sztafażu. Wieżowce, kolejki podziemne, wielopoziomowe autostrady, szybkobieżne windy, przeszklone pawilony. Wszystko to odrealnione i niepewne.

 

Read Full Post »

Pośnieżnie

Podróże na znanych trasach. Bociany moszczą gniazda, dzielnie zniosły biczowanie śniegodeszczem. Poświąteczne dni w domu rodzinnym naznaczone są zjadaniem ostatnich jajek i resztek sernika. Książki sobie przywiozłam, grube, mądre, interesujące, ale niekoniecznie je czytam. W „Historii Ziemi” zatrzymałam się tuż przed wielkim utlenianiem. Tymczasem wolne chwile wypełniają mi „Star Trek: The Next Generation” oraz niezliczone mecze piłki nożnej. W przerwie na sen znowu wracam do szkoły i znowu nie chodzę na lekcje matematyki (powtarzający się koszmar, tym razem w wersji light). „To wszystko bez sensu – tłumaczę komuś – przecież już zdałam maturę i nawet skończyłam studia. Nie wiem, czemu jeszcze muszę chodzić do szkoły”. Ale i tak w końcu się pojawię przed ironicznym obliczem belfra, wśród uśmieszków klasy, tłumacząc się z kilkumiesięcznej nieobecności.

Read Full Post »