Amerykańska reporterka Barbara Demick napisała dobrą książkę o zapomnianej już nieco wojnie w Bośni. Jej reportaż pokazuje życie w oblężonym Sarajewie, ze wszystkimi wzlotami i upadkami ducha, siłą i słabością trzymanych w okrążonym mieście mieszkańców. Codzienne problemy zlewają się z ciągle obecną śmiercią. Bohaterowie reportażu żyją non-stop na krawędzi, a jednak trwają, starając się zachować pozory normalności. Może właśnie to ostatnie jest przerażające. Ile wysiłku Sarajewianie wkładają w zachowanie poczucia własnej godności i człowieczeństwa. Jak mocno, mimo wszystko, trzymają się tego, co było. Podczas ponad trzyletniego oblężenia, pisze Demick, w Sarajewie nadal wierzono w możliwość pokojowego współżycia wyznań i narodów, wręcz starano się nie okazywać niechęci do wroga. Dopiero postanowienia pokojowe z Dayton, dzielące kraj podług podziałów etnicznych, zburzyły resztki tej internacjonalistycznej idylli.
Czy faktycznie tak było? Czy ostrzeliwani codziennie Sarajewianie rzeczywiście sądzili, że po wojnie będą mogli spokojnie zamieszkać obok swoich dotychczasowych oprawców? Myślę, że raczej przestali wyobrażać sobie przyszłość, skupili się na wyidealizowanym obrazie przyjaznego, zamożnego miasta, którego mieszkańcy ubierali się na włoskich wyprzedażach i nie będąc zelotami żadnej religii, z chęcią odwiedzali świątynie wszelkich wyznań z okazji głównych świąt. Czy to wyobrażenie ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości? Czy powstało raczej w reakcji na okropieństwa etnicznej wojny?
Faktem jest, że Sarajewo jako miasto-konglomerat różnych kultur, poddane różnym wpływom, było przez lata miejscem, gdzie przybywali ludzie z całej Jugosławii (a wcześniej także z różnych części Imperium Habsburgów czy Państwa Ottomanów), gdzie zawierano mieszane małżeństwa i współżyto w miarę zgodnie, o ile nie wtrąciły się w to siły zewnętrzne. W Sarajewie panuje jakiś taki społeczny mikroklimat, który sprawia, że czujesz się tam jak u siebie, wszystko, co nowe, jest po prostu nowe, w żaden sposób obce. Nawet wieczorny śpiew muezinów był dla mojego ucha tak naturalny jak bicie dzwonów w Krakowie. Wydawało mi się, że nie ma nic naturalniejszego niż wyjście z tureckiego bazaru na elegancką, jakby wiedeńską ulicę. A parujące o poranku wzgórza sprawiały, że miałam poczucie, że jestem w najwłaściwszym miejscu na świecie.
Stęskniłam się za Sarajewem, pora znów je odwiedzić. Po tych wszystkich lekturach, jakie pochłonęłam podczas 7 lat od mojej ostatniej tam wizyty, pozostały mi głównie pytania. Odpowiedzi nie ma w książkach, są być może tam na miejscu, w ludziach i miejscach. Reportaż Demick nakreśla drogę do nich, dzięki przedstawieniu postaci i wydarzeń, drogę do samodzielnego ich poszukiwania.
Read Full Post »