Zbigniew Romaszewski wyrokiem warszawskiego sądu uzyskał prawo do zadośćuczynienia (w wysokości 192 tys. złotych) oraz odszkodowania (48 tys. złotych) za krzywdę w postaci wyroku sądu wojskowego z 1983 roku, który skazał go na 4 i pół roku więzienia za zorganizowanie podziemnego Radia Solidarność. W sumie 240 tys. złotych. Romaszewski określił ten sądowy werdykt jako „wyrównanie patologii panujących w Polsce”. Artykuł z Gazety Wyborczej zestawia tę wypowiedź z informacją, że były senator ma „zaledwie” 4 tysiące złotych emerytury, a jego żona 1700 zł i że zasądzone im pieniądze mają stanowić istotną pomoc w ostatnich latach ich życia.
Blisko 6 tysięcy złotych emerytury na parę małżonków to kwota, o której nie śnią nawet tysiące par emeryckich w Polsce. Wypowiedź ta pokazuje więc, że człowiek, który przez ponad dwadzieścia lat zasiadał w ławach polskiego parlamentu nie ma świadomości, w jakich warunkach żyją zwykli obywatele.
Ale problem leży znacznie głębiej. Trzecia Rzeczpospolita w ostatnich latach stworzyła akty prawne, które pozwalają ubiegać się o odszkodowania działaczom wolnościowym z okresu PRL. Muszą oni jedynie wnieść sprawę do sądu, tak jak zrobił to Romaszewski. Tekst ustawy, do jakiej dotarłam ogranicza jednak kwotę zadośćuczynienia do 25 tys. złotych. O resztę trzeba ubiegać się w oparciu o inne akty prawne. Zainteresowało mnie, czy rodziny ofiar na przykład z kopalni Wujek lub zabitych przez wojsko w Grudniu ’70 otrzymały jakieś odszkodowania po 1989 roku. Owszem, w 2009 roku przyjęto ustawę o zadośćuczynieniu rodzinom ofiar zbiorowych wystąpień wolnościowych w latach 1956—1989, która daje każdemu członkowi rodziny (małżonkowi, dzieciom i rodzicom) prawo do 50 tysięcy złotych, o ile złożą do stosownego organu wniosek do roku 2019 oraz jeśli nie otrzymali z tego tytułu płatnej jednorazowo renty specjalnej.
50 tys. za gwałtowną śmierć osoby bliskiej wobec 240 tys. za 3 lata więzienia (Romaszewski nie odsiedział całego wyroku). To problem pewnej nierówności. Jest jeszcze kwestia tego, że senator Romaszewski jest osobą powszechnie znaną i jego sprawa od początku był sprawą dość głośną. Wdowa po górniku z kopalni być może nie wie, jakie odszkodowanie jej przysługuje, nie wie, że mogłaby walczyć w sądzie o więcej, nie ma znajomych prawników ani technicznego wsparcia. Za to toczący się przez lata proces o sprawców śmierci górników w kopalni Wujek mógł odebrać jej wszelką nadzieję na dochodzenie sprawiedliwości w polskim sądzie.
Czy sprawiedliwym jest przyznanie senatorowi Romaszewskiemu 240 tys. złotych na „godne życie”, gdy inny organ tego samego państwa, Narodowy Fundusz Zdrowia, odmówił innemu działaczowi Solidarności z lat 80., Edwardowi Kubisiowskiemu sfinansowania drogiej terapii nowotworowej. Kubisiowski zmarł w wyniku choroby w 2011 roku, a miesiąc później prezydent przyznał mu Krzyż Wolności i Solidarności, co zszokowało rodzinę. Jak to możliwe, że mój tato dostał za walkę o wolną Polskę Krzyż Solidarności, a tej solidarności zabrakło, gdy zachorował? – pyta córka Kubisiowskiego. Oczywiście, procedury NFZ to co innego niż ustawa o zadośćuczynieniach i niezawisłe decyzje sądu, ale nie możemy zapominać, o co walczyli działacze solidarnościowi jak Romaszewski i Kubisiowski. Czy nie była to przypadkiem Polska sprawiedliwa, troszcząca się o wszystkich swych obywateli, egalitarna i demokratyczna? Czy zasada solidarności nie polega na tym, że ci, którzy mogą i mają pochylają się nad tymi, którzy nie mogą i nie mają? Że tworzy się instytucje, które wspierają najsłabszych? Czy nie o to chodziło KOR-owi, w którym aktywnie działał Romaszewski? Pomóc opuszczonym, osamotnionym, potraktowanym brutalnie i niesprawiedliwie?
Jak szybko o tym zapomniano, siedząc w ławach parlamentarnych, w miękkich fotelach ministrów i rad nadzorczych spółek skarbu państwa, jeżdżąc służbowymi limuzynami, chodząc na bankiety, korzystając z nowej Polski, podczas gdy rodziny ofiar z kopalni Wujek pogrążały się w biedzie i marazmie razem z całym Śląskiem, a robotnicy ze stoczni gdańskiej musieli stawiać czoła kolejnym zwolnieniom. To pęknięcie trwa do dziś i się pogłębia wraz z pogłębiającymi się nierównościami społecznymi.
Problematyka krzywd i rekompensat jest jedną z najbardziej skomplikowanych. Kiedy oddaje się kamienice zagrabione dekretem Bieruta zapomina się o rolnikach, którzy głodowali obciążeni tzw. dostawami obowiązkowymi. Kiedy przyznaje się ordery działaczom opozycji, zapomina się o ludziach, którzy w trudnych warunkach PRL-u ciężko pracowali, budując, jak tylko się dało, dobrobyt swojego kraju. Taką litanię można ciągnąć w nieskończoność. Kiedy myślach o tym, wydaje mi się, że jest tylko jedno wyjście: zaniechać wszelkich zwrotów i odszkodowań, skupiając się na budowaniu prawdziwie solidarnego społeczeństwa, z równym dostępem do wszystkiego. Być może gdybyśmy nie widzieli, jak NFZ dopuszcza do śmierci Kubisiowskiego, nie raziło by nas tak bardzo odszkodowanie dla Romaszewskiego. Być może gdybyśmy wiedzieli, że robotnicy stoczniowi, którzy brali udział w strajkach cieszą się się takim samym poważaniem jak były senator i mają prawo do takiej samej emerytury, uznalibyśmy pobyt w więzieniu Romaszewskiego za przyczynek do wypłacenia pewnej rekompensaty.
Liczę, że Romaszewski zostanie zapamiętany jako opozycjonista, który zmonetyzował swoje cierpienia, mimo że wolna Polska zapewniła mu najwyższe zaszczyty (fotel senatora, ordery, znaczenie). I że kiedyś tak postawa, jak jego, będzie przyczyną szerokiego potępienia. Przynajmniej tak szerokiego jak potępienie poetów za koniunkturalne wiersze.
Ingrid piszesz: „wydaje mi się, że jest tylko jedno wyjście: zaniechać wszelkich zwrotów i odszkodowań, skupiając się na budowaniu prawdziwie solidarnego społeczeństwa, z równym dostępem do wszystkiego.” Szlachetne, ale utopijne, niestety. Sama pokazałaś w swoim bardzo dobrym tekście, że sprawy odszkodowań są skomplikowane w tym sensie, że służą różnym przypadkom. O sprawie Romaszewskiego wiemy z mediów. O ilu nie wiemy?
Może zamiast zaniechania, bo jednak wielu osobom takie odszkodowania pomagają, można-by-sobie-było-życzyć grup pomocy/porady prawnej dla osób (takich bardziej ideowych a mniej merkantylnych ;), które mogą się starać o takie odszkodowania, a jednocześnie można-by-sobie-było-życzyć, że media będą *poważnie* debatować nad takim przypadkiem jak odszkodowanie dla Romaszewskiego. Oczywiście moje propozycje to także utopia. ;)
Dziękuję Ci za ten komentarz. Oczywiście, że moja propozycja jest utopijna i radykalna, ale chciałam ją zostawić bez głębszego komentarza, żeby uwypuklić istniejące w tej kwestii nierówności. I masz rację, że przydałaby się poważna debata, nie tylko w mediach, ale też między prawnikami, filozofami, etykami (oczywiście także na łamach prasy i na stronach internetowych). Bardzo mi tego brakuje.
W „sprawie Romaszewskiego” jest jeszcze kilka wątków, nad którymi się zastanawiam, ale których nie poruszyłam w notce, by nie mnożyć wątków ponad miarę. Między innymi chodzi o to, że opozycjonista tak zaangażowany jak Romaszewski musiał być świadomy ryzyka wpisanego w konfrontację z systemem. To nie było jednak jak w latynoamerykańskiej dyktaturze, gdzie każdy mógł wpaść w łapy tajnych służb czy wojska i skończyć w oceanie. Poza okresem stalinowskim, gdy do więzień wsadzano tzw. wrogów ludu, działalność opozycyjna w PRL była raczej kwestią wolnego wyboru. Dlatego żądanie zadośćuczynienia i odszkodowania w takiej wysokości wydaje mi się wątpliwe. Ustawa o której wspomniałam daje represjonowanym szansę uzyskania 25 tysięcy złotych. Można to potraktować jako specjalną rentę dla działaczy antysystemowych, którzy choćby z tego względu, że nie pracowali, gdy siedzieli w więzieniu albo dlatego że bezrobocie było formą represji, nie mogli wypracować sobie adekwatnej emerytury lub w okresie represjonowania podupadli na zdrowiu. Ale jeśli przez 20 lat było się senatorem, to miało się stały dochód, różne przywileje oraz obecnie ma się zapewnioną emeryturę w sensownej wysokości, to chyba jest to trochę inna sytuacja, na pewno wykraczająca poza zwykłe „wyrównanie patologii”.
Równość… Tylko czekać aż się ktoś odezwie, że ci, którzy się bardziej narażali – jak to narażanie się mierzyć i ważyć to inna sparawa – więcej się należy… „Wyrównanie patologii” to też ciekawe określenie. Zwycięzcy ciągną profit ze swego zwycięstwa. Sorry, to co piszę oczywiście nic nie wnosi, ale też się zdenerwowałam.
Ale to właśnie jest świetne podsumowanie: „Zwycięzcy ciągną profit ze swego zwycięstwa”. Narzucając przy tym swoją wizję sprawiedliwości, patologii etc. Uznając ustalone przez siebie reguły za uniwersalnie słuszne. To mnie razi.
Inny problem: jak wymierzyć zadośćuczynienie? Ile warta jest śmierć męża i ojca? Ile warte są lata spędzone w więzieniu? Ile warta jest utracona kariera zawodowa, nieodbyte studia? To są rzeczy niepoliczalne i właśnie takie jednostkowe wyliczenie odszkodowania wzmaga pytania o to, ile warta jest czyja strata i dlaczego moja więcej/mniej.
Problematyczne jest w tej historii to, do „kogo?” zwraca się Zbigniew Romaszewski o odszkodowanie. Czy pragnie zadośćuczynienia za swoje krzywdy od rzeczywistego sprawcy, który nie istnieje, czy też od obecnej instytucji państwa, którą współtworzył, w ramach której funkcjonuje w strukturach władzy, która służy mu teraz, wbrew wcześniejszym ideałom, do realizacji partykularnych interesów.
Coraz bardziej mi brakuje etyki… Zgadzam się, że to są straty niewymierne. Na pewno niewymierne finansowo. Ale z drugiej strony są rodziny, które te straty pogrążyły finansowo i dlatego uważam, że odszkodowania powinny być. Aspekt humanitarny i równościowy (powiedzmy).
A z innej strony: o ile pamiętam z historii to w XIX-tym wieku podobne sprawy „załatwiano” na dwa sposoby: albo stałą rentą dla rodzin ofiar (zwykle żołnierzy), albo doraźnymi zapomogami. Renty zwykle bywały państwowe, zapomogi prywatne. Idea renty państwowej plegała na tym, że państwo niejako zastępowało głównego żywiciela rodziny, tak?
W przypadku Romaszewskiego to odszkodowanie jest więc zapomogą, bo jednorazowe. Państwo więc nie bierze tu na siebie odpowiedzialności np. wspierania finansowego wdów i (pełnotelnich) sieroty. Poza tym w roli roszczeniowej, vide: Romaszewski, występują żywi kombatanci. Państwo zatem przyznaje zapomogę 25 tys. z urzędu dla ofiar, ale dla ofiar szczególnie zasłużonych dla obalenia systemu, które są częścią nowych elit państwowych, przyznaje tę zapomogę w wysokości 10 razy większej.
Oczywiście Romaszewski przez 2 czy 3 lata był ofiarą systemu władzy, która już nie istnieje, a przez 20 – beneficjentem systemu, który pomogał tworzyć jako działacz opozycyjny i polityk. Korzystał zatem z profitów swojej pozycji w elitach 10 razy dłużej, niż cierpiał jako ofiara w więzieniu.
Państwo zaś, w postaci niezawisłych sądów, przyznało mu tę zapomogę po to, by mógł żyć na poziomie zbliżonym do życia elit, choć oczywiście z punktu widzenia poziomu życia elit ta zapomoga to ochłap. Zatem ma rację redaktor GW, kiedy pisze o nędznych warunkach finansowych rodziny Romaszewskich… Romaszewski jest częścią elity więc jako takiemu należy mu się więcej i państwo to potwierdza pod postacią wyroku niezawisłych sądów.
Jedyne wytłumaczenie, jakie na to znajduję to takie, że państwo – w tym niezawisłe sądy – rozumieją ideologię polityczną, o którą walczył Romaszewski, która zniosła równość i naturalizowała różnicę. Elity czerpią korzyści ze „swojego państwa”, bo państwo jest jak firma.
Sorry za długi komentarz, ale chciałam sobie przepowiedzieć Twój argument „na głos”.
Oczywiście równość PRL-owska była przekrętem państwowym, ale casus Romaszewskiego pokazuje, że równość w demokratycznej Polsce też jest przekrętem. Sądy wykazały, że Romaszewski jest 10 razy bardziej równiejszy od ofiary systemu-zwykłego podatnika, ponieważ jest częścią elity. Szlachectwo profituje, że strawestuję.
Tak, mądrze mówisz o tej równości. Mnie to uwiera być może dlatego, że w międzyczasie niechcący okazało się, że utrzymanie byłego senatora na „odpowiednim” poziomie jest ważniejsze niż życie innego, mniej znanego działacza opozycji.
Szlachectwo, czyli świadomość przynależności do grupy „lepszych”, którzy mają prawo decydowania, co jest dobre dla mas (bo przecież w pewnym momencie powiedzieli, że gospodarka rynkowa jest lepsza, chociaż tak wielu ludziom się znacząco pogorszyło), co jest sprawiedliwe, co jest słuszne. I bycie ponad: „mnie się należy, bo 4 tysiące emerytury to za mało”).
Taka debata o odszkodowaniach, którą obie postulujemy, powinna wyjść właśnie od problemu równości.
dziękuje za ten wpis, Katarzyna Kubisiowska, córka Edwarda